poniedziałek, 18 czerwca 2012

Nic się nie stało...

Wczoraj pisałam, jak to polskie środowiska kibicowskie, tudzież kibolskie straciły na aktywności po przegranej w meczu z Czechami. A tu niespodzianka.

Wychodzę sobie dziś rano do pracy. Wypadam z klatki na chodnik, a tu za rogiem rzewnie, choć nie do końca doskonale (dykcja jakoś nie ta), słyszę odśpiewane sakramentalne "Nic się nie stało, chłopaki nic się nie stało". Niemłody i nietrzeźwy ni to żul, ni to kibol idzie sobie slalomem od krawężnika do krawężnika i pociesza reprezentację, jak może. Pewnie wraca z sobotniego meczu właśnie.

No i fakt, słońce świeci, ptaszki śpiewają. Świat nie przestał istnieć. Nic się nie stało.
Tylko jakoś mi się obiło, że Pani Ministra Mucha wjeżdża Smudzie na ambicję, żeby się schował w cień. Ktoś za to, że nic się nie stało przecież zapłacić musi.

A mnie kolega zza południowej granicy przywiózł po weekendzie ciemnego Zlatego Bażanta, bo on miał Euro gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie. Za to był na Pivnym Pochodzie. I daję głowę, że lepiej się bawił, niż my na meczach. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz