poniedziałek, 10 września 2012

Mallorca - final countdown

3 dni do wyjazdu. Zaczynam już przebierać nogami na samą myśl, a w pracy jadę już na oparach...
Czasem odpływam myślami na Majorkę i włóczę się po wąskich uliczkach albo przegrzebuję piach na plaży w poszukiwaniu muszelek.

Strach pomyśleć ile jeszcze rzeczy jest do zrobienia i załatwienia przed wyjazdem. Trza ostatecznie podpisać umowę z biurem, w pracy podopinać, co się da na ostatni albo jakiś wcześniejszy guzik. Giry wydepilować tuż przed wyjazdem, żeby do końca pobytu nie wymagały uwagi, chatę ogarnąć, żeby się po powrocie nie załamać podwójnie. Ciuchy poprasować, spakować się. Spróbować głowy nie stracić ani nie zapomnieć. O fryzjerze to już nawet nie marzę, bo wiem, że nie zdążę, więc skrócenie włosów zostawiam sobie na po powrocie.

Za to kindelek już zapakowany po brzegi książkami czekającymi na przeczytanie, lista miejsc wartych odwiedzenia została zaktualizowana i poszerzona. Baterie aparatów naładowane. Waliza zdolna pomieścić średniej wielkości słoniątko wczoraj przyjechała i teraz jeszcze zieje pustą czeluścią.Wietrzy się znaczy... Kosmetyki kupione. Podobnie strój kąpielowy. Pierwszy raz w życiu weszłam do sklepu, wzięłam tylko jeden z wieszaka. Przymierzyłam, zapłaciłam i wyszłam. X zdążył w tym czasie zamówić i odebrać kawę i jeszcze dobrze nie usiadł, właśnie otwierał sobie gazetę, przygotowany na długi relaks w oczekiwaniu, aż uporam się z zakupami, kiedy go zaskoczyłam, że ja już po.

niedziela, 2 września 2012

Pożegnanie wakacji.

No i skończyły się wakacje. Znajomi nauczyciele w ostatnich dniach wydają się najbardziej pożałowania godnymi istotami na świecie. Myślę, że pomogłoby im, gdyby popracowali u mnie w korporacji po 10 godzin dziennie, 6 dni w tygodniu, bez 2-miesięcznych wakacji, ferii i przerw świątecznych w perspektywie. Co poniektórzy z nich, słysząc o tym, że za kilkanaście dni wyjeżdżam na urlop, wzdychają w stylu "ale ci zazdroszczę, tobie to dobrze".
Ano dobrze - zajebiście wręcz. Z tym, że ja nie kończę właśnie 9-tygodniowego wypoczynku.

Dla mnie koniec wakacji oznacza tylko rychłe nadejście jesieni, ochłodzenie za oknem, więcej ludzi w pociągu, zmiany ramówek telewizyjnych i może większe korki na krakowskich drogach. W sumie to się cieszę, że gówniażeria, która mi od czerwca klnie, popija i wrzeszczy za oknem, zostanie nieco ujarzmiona. Wszystko dobre, co się dobrze kończy ;)

Odpoczywam sobie po pierwszym w tym tygodniu dniu pracy. Jeszcze 5 przede mną. X też nie próżnuje. Przesiaduje w firmie nieraz do nocy. Własny biznes nie oznacza leżenia do góry brzuchem. Wyjazd za wyjazdem, nowe projekty. W tym tygodniu widzieliśmy się raz - w środę. Jak nic nie wyskoczy, może zobaczymy się jutro. Byle do urlopu, a potem jak znam życie powrót do szaleństwa. Nie narzekam, bo to nic nie pomoże. Widać światełko w tunelu, trudno tylko określić, jak długi jeszcze jest tunel :)

Tymczasem polscy paraolimpijczycy biją rekordy, zdobywają po 5 medali dziennie i robią wszystko to, czego olimpijczycy nam pożałowali.