środa, 18 lipca 2012

Raporcik

Wciągnął mnie tajfun pracy i rzadko mam moment, żeby usłyszeć własne myśli czy załatwić coś swojego. Wczoraj po dwóch tygodniach cudem udało mi się odebrać awizowaną paczkę z poczty. I tu niespodzianka: na poczcie stałam rekordowe 2 minuty. 17:30 a poczta pusta. Cuda się zdarzają.

X żyje w podobnym kieracie w swojej firmie, więc czas, który spędzamy wspólnie staramy się jak najlepiej wykorzystać. Czasem multitaskowo. Takie życie. Trzeba zrobić zakupy, żeby nie zemrzeć z głodu, przejść się, żeby nie oszaleć po całym dniu przed komputerem i pójść do kina, żeby ni zdziczeć do reszty. Udało nam się w sobotę wyskoczyć zobaczyć kawałek świata, którego jeszcze nie widzieliśmy. I dzięki Bogu, bo kto wie, kiedy będzie następna możliwość. Wyspaliśmy się więc do oporu i ruszyliśmy przed południem w stronę Baranowa Sandomierskiego. Zwiedziliśmy przepiękny renesansowy pałac, zjedliśmy zerwana prosto z drzewa kwaśną papierówkę w zamkowym parku i pojechaliśmy jak w dym do Sandomierza do ulubionej knajpki na obiad.  Naładowaliśmy nieco baterie przed następną turą kieratu. Teraz tradycyjnie odliczamy do piątku.

A za tydzień z kawałkiem odbiorę w końcu moje prawko, więc ratuj się, kto może, bo nie znam dnia ani godziny, kiedy wyjadę na ulice.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz