niedziela, 27 maja 2012

Z cyklu "Odkrycia": Konfederacka 4

Kraków to archipelag wysepek o różnym charakterze. Trudno mi czasem wybrać, który z krakowskich światów kocham najbardziej, bo każdy ma  swój charakter. Wiadomo: Kazimierz, Podgórze, Grzegórzki... Standard. A to przecież nie wszystko. Ostatnio coraz milsze zaskoczenia spotykają mnie na Salwatorze, w Bronowicach, na Zwierzyńcu. Pojawiają się jak grzyby po deszczu miejsca magiczne, bo prawdziwe.

Dziś przyszedł czas na Dębniki. Po obiedzie w ukochanym Chochołowym Dworze, przeglądzie co piszczy na targu staroci pod Halą Targową, uciekliśmy przed deszczem na Konfederacką 4. Moja pierwsza kawa od 7 tygodni. Odstawiłam kofeinę na rzecz yerby i dobrze mi z tym. Konfederacką wyhaczyłam gdzieś w sieci i dorzuciłam do listy "trzeba wypróbować". Po 15 sekundach na miejscu, od razu wrzuciłam do "Ulubionych" :)

Cudowne, autentyczne miejsce. Ni to knajpka, ni to winiarnia. W ofercie piękne, bo proste śniadania, dobre wina, kawa, desery. Na ścianach cegła wprost spod skutego tynku. Na podłodze prawdziwe stare dechy przechodzące w beton. Loftowo - wielkie okna, piękna przestrzeń, prostota, bajeczna stolarka, stary piec - lokal powstał w miejsce piekarni. Proste, bezpretensjonalne meble. Nienachalna, ale megauprzejma obsługa. Na barze ramka. W ramce paragon - pierwszy z tego miejsca. W drugiej sali antresola. Marzenie, przestrzeń, biel, cegła, światło. Niestety, szykowano się właśnie na przyjazd gości - maj, więc wszędzie imprezy komunijna - więc nie zrobiłam zdjęć, a korciło mnie jak diabli. Na szczęście znalazłam takie, które w miarę dobrze oddają charakter miejsca.



© Gazeta

Na pewno wrócę, bo miejsca ma świetny klimat - na pogaduchy, na śniadanie, na winko, korci mnie, żeby posiedzieć tam przy deszczu z książką, żeby zrobić zdjęcia. I zjeść śniadanko twarożkowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz