Ostatnie 2 dni do najprzyjemniejszych nie należą. Pogoda sobie, plany sobie. Do tego solidny ból brzucha i zmęczenie. Ale co tam. Wczoraj dzielnie wstałam rano, zrobiłam obiad jeszcze przed śniadaniem, bo rodzice byli na chwilę w Krakowie i chciałam, żeby przed powrotem zjedli. Po drodze kilka godzin biegania po galerii handlowej z mamą i bolącym brzuchem.
Kiedy w końcu padłam na kanapę po wyjeździe rodziców, dzwonię do Xa, żeby trochę się pożalić i dostać pocieszenie, a tu bęc! Zostałam zdetronizowana. X kichający, zasmarkany i łzawiący zrelacjonował mi szereg swoich dolegliwości, zanim zdążyłam powyciągać swoje użalanie się nad sobą. Zostałam zdetronizowana. Już nie jestem najbiedniejsza na świecie, bo w końcu przeziębiony facet to niemal istota umierająca z cierpienia i niewiele można na to poradzić.
X dotarł dziś do mnie zasmarkany, trochę pojęczał, ale na wspomnienie o lodach po obiedzie rzucił się wkładać kurtkę i poganiał mnie dość energicznie, żebym szybko się ubrała. Tak się czasem zastanawiam, czym się różni facet od przedszkolaka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz